3
Od
tamtego pamiętnego pocałunku minęło już pięć dni. Przez te pięć dni nowego
życia spędziłem z Amy. Przy niej czuję się jako nowonarodzony. Max z Dre co
chwilę się kłócili i co chwilę mnie i Amy wciągali w rozwiązanie sporów. Oni w
ogóle do siebie nie pasują. Znają się zaledwie pięć dni , a kłócą się jak dwa
matoły , które znają się wieczność. Czasem ochota się we mnie bierze ,żeby
udusić ich. Od czasu do czasu w mojej głowie pojawiają się wizje jak ich duszę,
albo im w głowę strzelam. Te kłótnie są bezsensu ,ale irytują strasznie.
Obydwoje wciągają mnie i Amy w te swoje spory. Niestety zawsze staramy się im
pomóc. Czasami to po prostu sobie z nich żartujemy.
-
Amy ! Powiedz mu ,że mam rację! – darła się Dre.
-
Mmm? Ale o co chodzi ? –spytała odrywając się ode mnie.
- On
twierdzi ,że umieram po dwóch piwach. Ale ja umieram po sześciu!
-
Umierasz po pięciu. – powiedziała Amy.
- I
ty przeciwko mnie?
-
Och no daj spokój.
-
Niedługo będziesz po stronie tego jełopa – wskazała na Maxa – A w tedy
zamieszkam na molo.
- Hej! Nie nazywaj mnie jełopem! – oburzył się Max.
-
Jełop, jełop, jeło… - i urwała bo Max zaczął ją namiętnie całować. Gdy skończył
powiedział- to jest mój sposób na uciszenie Dre.
-
Och dzięki – obdarzyła go morderczym spojrzeniem. Max zaczął się do niej głupio
szczerzyć, ja z Amy umieraliśmy ze
śmiechu. – kiepsko całujesz. – rzekła po chwili.
-
Ale tobie się podobało.
-
Wcale nie! Kłamiesz! – i na nowo zaczęli się kłócić. Ja z Amy szliśmy obok nich,
a na horyzoncie pojawiły się dwie postacie. Gdy te dwie postacie były blisko
nas rozpoznałem je. Chris i Cassie. Cassie popatrzyła się na Maxa smutno ale
też z ulgą na twarzy, a Chris obdarzyła wyjątkowo podłym spojrzeniem Amy. Po
tej akcji szliśmy do domu w milczeniu. Oczywiście odprowadzałem Amy , a Max
odprowadzał Dre.
-
Amy..- zacząłem, a ona mi przerwała.
-
Nie Oliver. Nie tłumacz się. Przecież codziennie była mojego chłopaka patrzy
się na mnie morderczym wzrokiem.
- Ja
naprawdę chcę Ci to wytłumaczyć ,bo się podle czuję.- Amy już otworzyła usta,
ale szybko je zamknęła na znak ,że mogę mówić. – Ona była moją byłą, fakt. Ale
to ja z nią zerwałem dwa lata temu ,bo ona była tylko ze mną dla mojej forsy. A
raczej forsy moich rodziców. W każdym razie jej nie kochałem, tylko rodzice
mnie z nią zeswatali i kazali mi kupować jej prezenty, żeby była ze mną długo.
Ja myślałem, że ona jest jakaś normalna ,jedyna w swoim rodzaju. No i fakt.
Jest jedyna w swoim rodzaju, bo chciała mojej kasy. – przerwałem i popatrzyłem
na nią. Błądziła wzrokiem po oceanie. – Chciałem, żebyś wiedziała.
Lepiej
usłyszeć najgorszą prawdę ,niż najlepsze kłamstwo. Związek buduje się na
prawdzie, na zaufaniu. Nie chciałem by straciła do mnie zaufania. Kocham ją jak
nigdy nikogo nie kochałem.
-
Rozumiem. Eh. To okropne jak ludzie potrafią innych wykorzystywać. I to tylko
dla dobytku materialnego.. –przerwała, bo usłyszeliśmy głośne cmoknięcie.
Oczywiście. Dre i Max. Ah Ci oni.
- To
może my pójdziemy – wskazałem na Maxa.
-
Okay. – pocałowała mnie w policzek. – Do jutra.
-
Pa.
Amy
weszła do środka, a ja odciągnąłem Maxa od Dre i pociągnąłem go za sobą. Miał
niesamowicie nieogarniętą minę. Zawlokłem go do auta i odwiozłem. Po drodze
rozmawiałem z Maxem o Cassie i Chris.
-
Nie wiem co mu z nimi zrobimy. Dre możliwe ,że masz bezpieczną ,ale co z Amy? –
powiedziałem mu.
- No
wiesz. Chris nie zrobi nic ,jeżeli będziesz w pobliżu. Spędzaj czas z Amy, to Chris nic jej nie zrobi.
-
Racja. Ale wiesz. Czasem też trzeba zrobić coś samemu. To w tedy ona będzie
sama.
- No
to trzeba pogadać z Chris.
-
Nie chcę z nią rozmawiać! – krzyknąłem.
-
Jak chcesz. – powiedział – Masz fajki?
Rzuciłem
mu pudełko fajek. Popatrzył się na mnie i rzekł – stary. Najlepsze fajki we
wszechświecie posiadasz. Uśmiechnąłem się. Jak bym nie wiedział- pomyślałem.
Dojechałem
na podjazd domu Maxa. Powiedziałem mu dobranoc i rzuciłem mu pełną paczkę
fajek. Mam w samochodzie jeszcze siedem takich paczek. Max podziękował i też
życzył mi dobrej nocy bez Amy. Zaśmiałem się. W końcu odjechałem.
Jadąc
do domu słuchałem Escape the Fate. Świetny zespół. Zapaliłem. Popatrzyłem na
drogę i stwierdziłem, że jest strasznie pusto. No tak. Jest już przed pierwszą
i zazwyczaj o tej porze jest pusto.
Po kilku minutach byłem już na podjeździe do
mojego domu. Zauważyłem ,że samochody rodziców stoją na naszym parkingu więc
zapewne są w domu. Zaparkowałem samochód i wysiadłem z niego. Popatrzyłem
chwilę na niego i stwierdziłem ,że jutro muszę go umyć. Był strasznie brudny.
Otworzyłem
drzwi od domu i wszedłem do domu. Zawołałem, że jestem. Nikogo to nie ruszyło
więc poszedłem do kuchni. Tam właśnie byli rodzice i jedli kolację. Ledwo
podnieśli głowy i mama się ze mną przywitała.
-
Cześć skarbie. Co tak wcześnie?
-
Nie było co robić.
-
Aha. Synku zostawimy Ci pieniądze i zatankuj swój samochód.
- Okay
mamo. Dzięki. Ja idę do pokoju.
-
Nic nie zjesz ?
-
Jadłem na mieście.
- OK.
To idź.
Poszedłem
od siebie. Włączyłem laptopa i włączyłem chatroullete i moje życie stało się
jeszcze gorsze. Ale w sumie poznałem niezłe osoby. Było tam kilku „nugusów” ,które
powiedziały ,że jestem Gargamelem.
Po kilku nie udanych rozmowach w końcu wyłączyłem
laptopa. Odwiedziłem łazienkę i siedziałem w niej około dwudziestu minut. W
końcu powróciłem – do ciepłego łóżka ,bez Amy ,bez Internetu ,ale za to z
obrzydzonym życiem.
Gdzieś tak po godzinie rozmyślania przypomniałem
co dzisiaj się stało na plaży. Chris. Ta głupia dziewoja. No wyślę płatnych zabójców
by ją ukatrupili. MAM JEJ SERDECZNIE DOSYĆ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz