niedziela, 19 lutego 2012

1 rozdział


                           1

Kolejny słoneczny dzień w Perth. Założyłem okulary przeciwsłoneczne ,odgarnąłem niesforną ,ciemną grzywkę z czoła i poszedłem w stronę Maxa. Był podekscytowany ,bo graliśmy mecz z świetną drużyną. Wygrali z nami sześć razy z rzędu. Więc pasuje w tym roku z nimi wygrać ,tym bardziej ,że meczu ma się przyglądać dyrektor jakiegoś uniwersytetu. Od tego meczu w każdym razie zależy stypendium sportowe Maxa. Przez te wszystkie treningi mi to powtarzał. Czasem naprawdę miałem ochotę go walnąć, ale to mój najlepszy przyjaciel i by się obraził. Pech też chciał ,że on zakochał się w najlepszej przyjaciółce mojej byłej. Z tego co wiem Chris dała jej warunek, jeśli ona nie może mieć mnie, to Cassie nie może mieć Maxa. Moim zdaniem Cassie ma okropnie z nią i nie ma swojego zdania. No bo gdyby miała to by jej nie słuchała, prawda? W każdym razie Christine już nigdy nie będzie ze mną. Ona kocha moją forse i tyle. Do Cassie nic nie mam. Jest w porządku. Max namawia mnie bym do Chris wrócił. Dał mi spokój przez pierwsze pół roku po zerwaniu. Potem się zaczęło. Półtorej roku mnie namawia... Twierdził ,że to chwilowe... W każdym razie nie znudziło mu się to.
  Dochodząc do miejsca gdzie stał Max ,dostałem sms’a o treści ‘Powodzenia kochanie ;* Odwróć się to mnie zobaczysz! ‘ – od Chris. Nie odwróciłem się. Czy ona nie traciła nadziei tak jak Max?
- Co jest stary? – przywitał się Max.
- Świetne powitanie ,nie ma co. U mnie dobrze ,a u Ciebie? – powiedziałem sarkastycznie.
- Czyli mam rozumieć ‘znowu Chris’? Oli. Ja na Twoim miejscu wrócił bym do niej.
- Tak. To znowu Chris i nie wrócę do niej! Wiesz jakiego ona mi sms’a wysłała? –i pokazałem mu treść sms’a. Ten zrobił wielkie oczy i po chwili powiedział – Stary. Ona Cię serio kocha. Wróć do niej!
- Ile razy mam Ci powtarzać ‘Nic z tego’ ? – odparłem.
- Aż zrozumiem dlaczego. –zapalił papierosa – wiesz. Dziewczyny łatwo nie odpuszczają. Chyba ,że na horyzoncie pojawi się nowy obiekt.
- Dla Chris bogaty – powiedziałem ,a Max się zaśmiał.
- Może i tak. Ale stary. Radzę Ci wrócić do niej. Gdzie znajdziesz inną super laskę?
- Wszędzie. A Ty co? Nie denerwujesz się ? – spytałem.
- Nieeee. Chyba nie. Wiesz. Mam nadzieję ,że pójdzie dobrze. Wiesz co? Wypalę fajkę to zrobimy rozgrzewkę.
- Max. Przywalę Ci kiedyś. Ćwiczyliśmy caaały sezon!
- Wiem. Ale mistrza ceni trening.
- A nie przypadkiem Trening czyni mistrza?
- Nie ważne. – rzekł, a ja się roześmiałem.
Po chwili papieros zniknął z dłoni Maxa ,co oznacza ,że idziemy ćwiczyć. Ruszyliśmy biegiem na boisko do piłki plażowej. Muzyka zaczęła grać. Max przebiegł na drugą stronę boiska ,a ja zaserwowałem. Piłka przeleciała przez siatkę. Przeciwna drużyna patrzyła na nas ,a po chwili przyłączyli się do nas. Graliśmy tak na rozgrzewkę, a pan Chamilkton przyglądał się zaciekawiony. Dałem znak Max’owi by popatrzył się na niego i od razu był podekscytowany. Czułem ,że pomogę mu zdobyć to stypendium. Ja już mam załatwione miejsce na Harvardzie i Oxfordzie i to tylko dlatego, bo brat mojego taty jest dyrektorem Oxfordu, a przyjaciółka mamy Harvardu. Mam zdecydować. Szczerze mówiąc nic nie chcę. Chcę pożyć chociaż raz jak zwykły nastolatek. Ciekaw jestem Londynu, Nowego Jorku, caałej Kalifornii. A oni dali mi tylko dwie propozycje do wyboru. A tak wracając myślami do meczu ,to właśnie się zaczął. Zaserwował Max. Pan Chamilkton coś zapisał.
  Mecz trwa. Totalna rzeź. Oni są z roku na rok coraz lepsi. Ostatecznie i tak wygraliśmy. Po raz pierwszy. Widziałem zawiedzione miny chłopaków. Trochę mi się ich żal zrobiło. Ale szczęście Maxa i jego stypendium jest ważniejsze.
- Gratuluję chłopaki! – zawołał pan Chamilkton.
- Dziękujemy – odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Max i Oliver ,zgadza się? – spytał pan Chamilkton.
- Tak, to my.
- Czy przyjęlibyście oboje stypendium sportowe od mojej uczelni?
- Tak! – krzyknął Max ucieszony.
- Nie..-
- Max Elliot przyjął –mówiąc to zapisywał coś w zeszyciku, a Ty Lee dlaczego nie? -spytał mnie.
- Moi rodzice dali mi do wyboru, Harvard i Oxford. Nic Poza tym.
- Oh. Harvard, Oxford.. – mówił to rozmarzonym głosem – cudownie. No to mam dzisiaj pecha. Nie namawiam, nie jeśli masz taki wybór. Ale ty Elliot witaj w mojej uczelni. – to mówiąc uścisnął mu dłoń – Powodzenia chłopaki –i odszedł.
- Aaaaa! Oliver! Mam to stypendium!
- Ah! Gratuluję stary –pogratulowałem mu z uśmiechem na twarzy.
- To co ? Pijemy? Palimy? Musimy to uczcić .
- Nie.. wiesz. Może później. Na razie muszę iść. Mam plany.
- Dobra. Rób co chcesz, ale na piwo i tak pójdziemy.
- Jak ty dziwnie wymawiasz słowo ‘wódka’ – powiedziałem.
- Taak wieem – i odpalił drugiego papierosa – chcesz? – pokiwałem głową, a ten dał mi fajkę. Odpaliłem od razu. Zdrowo się zaciągnąłem. Nagle zobaczyłem ,że oczy Maxa zalśniły – Patrz Cassie idzie! – zawołał uradowany – a z nią królowa śniegu.
- To pa. – i poleciałem jak pies w długą do mojego auta. Niestety nie doszedłem daleko ,bo Chris mnie zatrzymała.
- Gdzie tak pędzisz misiaczku? – spytała.
- Do domu.
- A może pójdziemy tam razem? – spytała klejąc się. Odepchnąłem ją.
- Nie. Czy ty nadal nie tracisz nadziei ? – spytałem ją. I odszedłem.
- Ale my do siebie pasujemy! – krzyknęła.
- Nie prawda. Pochodzimy z dwóch różnych światów.
- Pomyśl o Maxie.
- Myślę o nim. Lepiej będzie jak go obydwie zostawicie – powiedziawszy to odszedłem, a Chris wryło w ziemię. Nie oglądnąłem się za nią. Nie chciałem jej już widzieć.
  Nie myśląc już dłużej o tej sytuacji, ostatni raz się zaciągnąłem i wywaliłem wypalonego papierosa. Doszedłem do auta i wyciągnąłem kluczyki z kieszeni i wsiadłem. Odpaliłem kolejnego papierosa i zapaliłem samochód. Gdy wyjeżdżałem z plaży, zaskoczył mnie korek. Stałem w nim chyba z piętnaście minut, aż w końcu coś ruszyło. Do domu jechałem w rytmach Murderdolls. Gdy dojechałem na parking pod moim domem ,a raczej willą, stwierdziłem ,że mam ochotę na jakiś spacer i imprezę. Pokręcę się przy znajomych. Do molo spod mojego domu (jest położony na plaży) idąc plażą mam ponad dwadzieścia minut drogi, więc nie ma sensu brać auta. I tak pewnie nie miałbym gdzie zaparkować.
  Przebrałem się szybko wcześniej biorąc prysznic. Ubrałem brązowe rurki, biały t-shirt ,granatową marynarkę i białe conversy. Porwałem iPoda, klucze, paczkę papierosów, portfel i śmignąłem z domu. Najpierw chciałem odwiedzić moje ulubione miejsce dwa kilometry od domu. Wędrowałem w rytmach Coldplay i paląc papierosa. Patrzyłem na zachodzące słońce i czegoś zaczęło mi brakować. Czyżby miłości? Możliwe. Ale fajnie jest być singlem. Żadnych ograniczeń. Wolność.
  Ze stanu myślenia wyciągnął mnie sms. Od Chris. A oto jego treść ‘Hej ty ;* Gdzie jesteś? Tęsknię! Choć się poprzytulać! Czekam misiu na imprezie na molo. Jest z nami Max. Czekam! Paa-paaa ;* ‘. No nie wierzę! Ona jest męcząca! O nie.. Ona też tam jest na imprezie. Wściekły do granic możliwości poszedłem na imprezę z nowym celem ‘wyciągnąć Maxa od złych piranii’. Trzeba mu znaleźć nowy obiekt westchnień . Poszedłem z nim najpierw do budki z Popcornem.

2 komentarze: